Stałam przy oknie, plecami do wszystkich gdy ich wprowadzili. Nie chciałam się na nich patrzeć. Nie chciałam tam być, ale nie miałam wyboru. To ja ich tam przywiozłam więc byłam za nich odpowiedzialna. Poza tym... Eh.. No, oczywiście, że chciałam dowiedzieć się jaka będzie decyzja rodziców.
Chwilę później do pokoju weszli Rodzice.
- Wybaczcie, że musieliście czekać. Musieliśmy poważnie porozmawiać. Posłuchajcie mnie chłopcy. Przeczytaliśmy wszystko co dostaliśmy. Na prawdę, nie możemy was puścić. Przykro nam, ale stanowicie zbyt duże zagrożenie. - słysząc to prychnęłam. Oni zagrożeniem? Dobre sobie. - W tym wypadku nie mamy innej możliwości jak zakończyć wasze życie. - powiedziała mama.
- Mamy dla was jednak propozycję - odparł szybko tata. - Jeśli chcielibyście moglibyście dołączyć do tegorocznego naboru. Prawo nie zabrania rekrutowania ludzi. Myślę, że dalibyście sobie radę tutaj. Nie wyglądacie mi na dzieci. Nie powiem, że nie będzie wam ciężko jednak... Nie jest to niewykonalne. Wiem, że dziwnie się o tym słucha a jeszcze dziwiej się na to patrzy. Dziś wieczorem Cztery. - klepnął Kacpra w ramie. - Opowie wam wszystko o naszej organizacji i o tym jak będzie wyglądało wasze szkolenie i dalsza praca w organizacji. Jutro po śniadaniu dacie nam odpowiedź.
- A co jeśli się nie zgodzimy? - zapytał Daniel.
- Wtedy będziemy zmuszeni was zabić.
- A co z jej propozycją? - odparł Denis wskazując na mnie.
- Jest piękna, jednak zbyt czasochłonna. Czasem również się nie udaje. - znów prychnęłam, dupek. - dlatego lepiej działać tym, co daje pewność. Możecie już iść. Za kilka godzin przyjdzie po was Kacper. Oprowadzi was i opowie o wszystkim a później będzie czekał na pytania. Możecie pytać o co chcecie, będzie odpowiadał. - odpowiedział beztrosko a później zwrócił się do mnie. - Lano, chciałbym żebyś została. Wy możecie już iść.
* * *
Po rozmowie z Szefem, który dał mi do zrozumienia, że nie mogę zmienić jego decyzji wróciłam do siebie. Opadłam na łóżko głośno wzdychając.
Nie chciałam ich tu. Nie chciałam ich w tym domu, w organizacji, w moim życiu. Byli słabi, zbyt słabi żeby przejść egzaminy. Był cień nadziei, że Danielowi się uda. Jego tym bardziej tu nie chciałam. Chciałam się od niego uwolnić? Tato tego nie widział? Przecież dał mi do zrozumienia, że wie o moim zainteresowaniu Danielem. Słyszałam go!
Nie rozumiałam dlaczego im pozwolił zostać. Wiedział przecież, że jeśli przejdą egzaminy to będę zmuszona do widywania ich. Niezbyt często, ale jednak. Niezbyt jasno zrozumiałam co mi chce przekazać tym. Może chciał mi na siłe znaleźć kogoś podobnego do Ithana? Przecież nikt mi go nigdy nie zastąpi. Ithan był tylko jeden.
* * *
Wieczorem Cztery poprosił mnie żebym mu towarzyszyła podczas rozmowy z nimi. Na początku się zgodziłam, później jednak odmówiłam. Nie chciałam na nich patrzeć. Nie mogłam tego przeboleć. Ostatecznie zmusili mnie do tego żebym z nimi poszła.
Zaczęliśmy od wejścia. Pierwszy szedł Kacper, zaraz za nim szła pozostała czwórka. Ja wlekłam się z boku. Przeważnie kawałek obok Kacpra. Idąc drogą pokazaliśmy im park, las, baseny, polanę na której urządzamy sobie imprezy, dalej korty sportowe i matę do walki. Zatrzymaliśmy się dopiero przy tej ostatniej.
- Tu będziecie spędzać wiele czasu. - pokazał im miejsce obok maty. - Tu jest boisko do piłki nożej a dalej do koszykówki i siatkówki, przy samym końcu jest także kort tenisowy. - mówiąc to dotknął niemalże z czułością maty. - A to... Tak. To będzie wasza ulubiona część ośrodka. Mata, na której będziecie trenować.
- A myślałam, że będzie to palarnia. - mruknęłam.
- Ah tak. Wiem, że palicie więc panuje tu zakaz palenia. Palarnia znajduje się po drugiej stronie kawałek dalej. To dość jasno oznaczone miejsce. Są tam ławki, stolik, lodówka. Wszystko co może wam być potrzebne.
Poszliśmy dalej. Prawie w ogóle się nie odzywali poza krótkimi pytaniami o godziny treningów. Dowiedzieli się, że mogą trenować wtedy kiedy chcą, nie ma ograniczenia czasowego. To jak będą dysponować swoim czasem w ośrodku to ich sprawa.
W końcu weszliśmy do domu. Przeszliśmy przez korytarz kierując się w stronę kuchni z jadalnią.
- To korytarz główny. - mówiąc to obrócił się do nich przodem. Ja stanęłam z boku. - To tutaj przeważnie jest miejsce zbiórki. No, to albo przed głównym wejściem do domu czy też obok maty. Tam będziemy się spotykać przez nabliższe dni. Chodźcie dalej. - przeszliśmy do kuchni. Zachwycili się nią. - Tak. To jest kuchnia. Obiady przeważnie robi mama. To znaczy. Nasza główna Szefowa, ale wszyscy mówią na nią mama bo przeważnie tak właśnie się zachowuje. Dobra. Kuchnia jest świetna, zawsze wyposażona. Macie prawo chodzić do niej przez cały dzień. Nikt nie zabroni wam robić sobie jedzenia o 3 nad ranem jeśli zgłodniejecie. Tam. - wskazał jedną parę drzwi. - Znajduje się chłodnia. Jest w niej woda i owoce. Również do dyspozycji przez całą dobę. Tam. - wskazał drzwi obok poprzednich. - Znajdują się schody na dół, do winiarni. Niestety klucz ma tylko Tato. To znaczy Szef. Tylko on tam wchodzi. - zaśmiał się. - Uwierzcie mi. Wszyscy próbowaliśmy rozwalić ten zamek. Nie da się. - znów się zaśmiał. - Chodźmy dalej. - poszliśmy za nim. - Dobra. To jest jadalnia. Dwa stoły po dwanaście osób w każdym. Przeważnie więcej nie potrzeba. Nigdy nas nie ma na tyle by zasiąść na wszystkich krzesłach. Nawet wtedy gdy jest nas więcej to po prostu nie wszyscy przychodzą jeść obiad. Często się tak zdarza, że ktoś woli iść poćwiczyć lub wyjechać na miasto zamiast zjeść. Później oczywiście jeśli coś zostanie to idzie i je. W zależności od osoby. Niektórzy nie jedzą z nami wcale. - mówiąc to wymownie popatrzył na mnie.
- Odwal się. - odpowiedziałam od razu. - Może po prostu dbam o linie?
- Oczywiście. - odparł sarkastycznie.
Czasem go nienawidziłam.
- Chodźcie dalej.
Dalej pokazał im salon.
- Tutaj spędzamy większość popołudniów. Macie do dyspozycji telewizor z kanałami z całego świata. Tam. - wkazał na drzwi. - Tam jest biblioteka. Są tam książki w kilkunatu językach. Tam. - wskazał drzwi obok poprzednich. - Tam znów macie pokój gier. Tak. Ps4 , xbox te sprawy. - wszyscy się zaśmiali prócz mnie. - Dobra. Ogólnie wszystko czym byście chcieli umilić sobie czas między zajęciami lub treningami znajduje się właśnie tutaj. Idziemy dalej.
Przyszedł czas na siłownie.
- Tak. Jak widać to jest siłownia. Do niej również macie nieograniczony wstęp. Jak widzicie wszystkie najlepsze i najnowsze sprzęty. Musimy dbać o swoją kondycję. Dobra. To tyle co musieliście zobaczyć z partertu. Teraz lecimy na górę a później zejdziemy do piwnicy. Chodźcie.
Wychodząc na korytarz i kierując się na górę, zerknęli ukradkiem na mnie. Zaśmiałam się i poszłam pierwsza schodami. Co za debile. Nawet w takich okoliczościach chcieli popatrzeć mi się na dupę.
Gdy byliśmy już na piętrze ukazał im się długi korytarz.
- Tutaj właśnie znajdują się pokoje wszystkich ludzi.. członków. - poprawił się szybko patrząc przepraszająco na mnie. - Wszystkich członków. Tak. Tu będą również wasze pokoje.
- Wy też tu macie swoje? - zapytał Denis.
- Ja tak. Lana... Lana ma gdzie indziej. - odparł zmieszany.
- Oh.. dlaczego? - odparł Daniel.
- Nie należę do... - zaśmiałam sie. - "członków". - znów sie zaśmiałam.
Popatrzyli na Kacpra a ten pokiwał głową by nic więcej nie mówili. Zamilkli a ja dalej nie mogłam powstrzymać się od sarkastycznego uśmiechu. Co za niedouczone dzieciaki.
- Większość prawej strony zajmują osoby starsze doświadczeniem i lepsze w swoim fachu. Osoby nowe, w tym wy pokoje będziecie mieć w połowie lewej strony.
- Dlaczego z prawej? - zapytał zaciekawiony Wołek.
- Prawa ręka Boga. - mruknęłam dalej się uśmiechając.
Nie odpowiedzieli, osłupieli. Nie chciało mi się ich dłużej słuchać. Przy mnie byli bardzo spięci. Musiałam ich rozluźnić. Wiedziałam, że to koniec zwiedzania. Zaraz pójdą do ich wspólnego pokoju i Kacper zacznie im opowiadać. Będą mieć dużo pytań. Chciałam wiedzieć co będą o tym myśleć. Wiedziałam co mam zrobić więc zaczęłam działać.
- Dobra chłopaki. Ja spadam do swoich "członków" - znów się zaśmiałam. - Do zobaczenia. - mówiąc to popatrzyłam na Kacpra wymownie. Myślę, że domyśli się o co chodzi.
- Uważaj na siebie. - zawołał za mną.
Jednak się nie domyślił.
* * *
Kacper kontynuował dopiero wtedy gdy weszli do pokoju. Chwilę przed tym wybiegłam za róg. Zmieniłam się w niewidzialną i ponownie podążyłam za nimi bez zauważenia. Taki kamuflaż był zawsze najlepszy. Tylko najinteligentniejsze osoby o wyczulonych zmysłach mogły mnie dostrzec. Patrząc na nich byłam pewna, że żaden takiego talentu nie posiada. Kacper będzie wiedział, że tam jestem, ale na pewno nie będzie miał mi tego za złe.
- Dobra. To będzie wasz pokój. Szafki są puste. Garderoba jest tam. Jeśli tu zostaniecie krawiec zdejmie z was miarę i uszyje wam nowe, potrzebne stroje.
- To wszystko jest takie wielkie. Pokazałeś nam niewiele pokoi. Co jest w reszcie?
- Słuszna uwaga. Większość pokoi to prywatne pokoje treningowe. Osoby, które są tu dłużej dostają je do własnej dyspozycji. Czasami ciężko jest o kawałek miejsca do ćwiczeń. Na dole znajduje się również zakryty basen a w piwnicach dość specyficzny tor przeszkód. Poznacie go jutro rano. Tato. To znaczy szef. Nakreślił, że zostajecie tu bez względu na decyzję trzy dni. W trzecim dniu oceni was czy się nadajecie. Jeśli któryś z was będzie się nadawał dostanie propozycje pracy tutaj. Jeśli nie, będzie musiał odejść.
- Mówisz o tym jak o pracy? Ale tak właściwie o co w tym chodzi? Kim są Ci ludzie? Dlaczego wszyscy nazywacie ich rodzicami? - zapytał Daniel.
Ha. Mądry chłopak
- Przecież nie możecie wszyscy pochodzić od nich. Nawet nie jesteście do siebie podobni. - odpowiedział zirytowany Denis
- Oczywiście, że nie. Są to nasi dowódcy. Musicie zrozumieć coś. Zacznę od początku. Jesteśmy organizacją. Organem, który zwalcza przeciwników krajowych, ludzi którzy zagrażają Polsce. Jesteśmy jakby...
- Żołnierzami. - podpowiedział Daniel.
- Tak, masz rację. Jesteś jakby żołnierzami. Uczymy się kilka lat. Zdobywamy ogromną ilość doświadczenia. Uczymy się wszystkiego. Od tańca, śpiewu, historii po sztuki walki, obsługę broni białej lub palnej. Po całym etapie szkoleniowym jesteśmy jednostką walczącą. Dostajemy zadania, zbieramy informacje, zabijamy określony cel i znikamy.
- Dlaczego znikacie? - zapytał Daniel.
Ah... Jedno z najcięższych pytań. Wiedziałam, że je zada.
- W momencie rozpoczęcia działalności tutaj wyrzekamy się swojej przeszłości, swojej rodziny, swojego nazwiska, wszystkiego czym byliśmy wcześniej. Porzucamy to by stać się kimś innym. Większość może powiedzieć, że kimś lepszym, ale to nie do końca prawda. Mówią, że jesteśmy osobą, wyspecjalizowaną jednostką, ale jednocześnie jesteśmy nikim. Żyjemy, wykonujemy powierzone nam zadania, ale jednocześnie nas nie ma, nie czujemy, nie istniejemy. Jesteśmy armią, żołnierzami, bohaterami. Jesteśmy tylko dziećmi, nastolatkami, młodzieżą. Nikt nie wie o naszym istnieniu, a jeśli wie to długo nie przeżyje. Tak jest właśnie w waszym przypadku. Jeśli o nas wiecie albo się dołączacie albo umieracie. My... Nie znamy swoich rodziców, nie wiemy skąd pochodzimy. Nie wiemy kim jesteśmy. Pomyślcie jednak. Czy możemy myśleć nad tym kim jesteśmy skoro nas nie ma? Dawno temu ktoś odebrał nam dzieciństwo. Zabrał marzenia i przyszłość. Stworzył nas do wyższych celów. Do walki ze złem. Rota przysięgi mówi :"Jesteśmy wszędzie tam, gdzie potrzebna jest pomoc. Oczyszczenie. Zbawienie." Wykonaj zadanie, zabij, postępuj zgodnie ze wskazówkami, zniknij. Do tego właśnie zostaliśmy stworzeni. Do likwidacji przeciwników politycznych. Do ratowania kraju od wewnątrz. Kolejna część mówi : "Nie znamy bólu, strachu, cierpienia. Nie czujemy, nie kochamy, nie nienawidzimy. Nie boimy się walki, pocisków, broni. Śmierć nie jest nam obca, ponieważ ciągle ją zadajemy. Jeśli zabijamy to tylko w słusznym celu. Jeśli umieramy to za ojczyznę." To bardzo piękne słowa. Ciągle wdrążamy je w życie.
- Co z tego macie?
- Co mamy? Szacunek. Spokojny kraj. Przyjaciół. Dobre życie. Pieniądze. Dom. No co prawda... Jeśli już skończycie test to waszym domem będzie to tutaj. Nie będziecie tutaj, ale to mimo wszystko będzie wasz dom. Tu będziecie wracać po każdej wypełnionej misji.
- A co z naszą rodziną? Czy możemy się z nią zobaczyć? - zapytał Daniel.
- Nie. Nigdy ich już nie zobaczycie. Były.. Przypadki - mówiąc to pewnie myślał o mnie. - gdy Szefostwo wyraziło na to zgodę, ale były ku temu konkretne powody. Poza tym nigdy nie wolno tego robić. Jeśli zostalibyście na tym nakryci zostaną zastrzeleni. Przeważnie każą jednostce zabić swoją rodzinę jeśli do tego dojdzie.
To potworne, wiedziałam o tym, ale takie było prawo. Twarde prawo, ale prawo.
- Czyli robimy coś na zasadzie wolontariatu?
- Nie chłopie. Robisz to bo Ci się to podoba. Robisz to bo czujesz się wolny i wiesz, że możesz. Robisz to bo wiesz, że to jest dobre i że to właśnie powinieneś robić.
- Może się to komuś podobać? - zapytał Wołek.
- Zdziwiłbyś się.. Jakieś inne pytania?
- Można mieć tuuu.. yy... dziewczynę?
Kacper zaczął się śmiać.
- Nie. Nie można. Nie ma jednak żadnego problemu by chodzić na imprezy i je zaliczać. Możesz spotkać się z jakąś na jedną noc. Przelecieć ją u niej w mieszkaniu i wyjść. Nikt CI nie zabroni. Nie możesz jednak utrzymywać z żadną stałego kontaktu. Grozi to zdemaskowaniem.
- Są tu kobiety prócz Go.. Lany? - zapytał Daniel.
- Nie. W zasadzie były kilka lat temu, ale już nie ma. To znaczy są dwie prócz Lany, ale są ze sobą. Rozumiecie. Nie do rozerwania. Poza tym nie ma.
- Więc są dozwolne związki między.. wami? - zapytał Daniel.
- Nie. Są zabronione.
Daniel zmrużył oczy ale nie powiedział nic.
- Jakieś jeszcze pytania?
- Można tu palić trwakę?
Chciałam sie zaśmiać, ale szybko w porę się powstrzymałam.
- Jeśli znajdziesz na to czas to tak, ale uwierz mi, jest go mało.
- Jak wygląda tu praca? Pracujemy w grupach? Sami?
- Większość pracuje sama. Dostajesz zadanie i przenosisz się w pewne miejsce. Dostajesz potrzebne informacje i likwidujesz cel. Wracasz na bazę, to znaczy dom i zaczynasz od nowa. I tak ciągle. Czasem zdarza się, że do akcji potrzebnych jest więcej osób więc Góra wysyła nas kilkoro do pomocy tej jednej osobie. Nooo.. Coś jakby nasze spotkanie. Lanie mogło coś grozić więc Góra wysłała nas do niej na pomoc.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Później odezwał się Daniel.
- Co się stało z tymi pannami? Mówiłeś, że były kilka lat temu, ale już ich nie ma. Odeszły?
- W pewnym sensie tak. To znaczy... Stąd się nie odchodzi. Chyba, że kilka metrów pod ziemię.. - wziął pare oddechów i kontynuował. - Pare lat temu była dość poważna akcja. Ucierpiało w niej wiele osób. Większość zmarła. Kilka.. To znaczy ja, Lana i.. - zawahał się. - i jeszcze jeden uszliśmy z życiem. Nam się prawie nic nie stało. Lana... Z nią było całkiem inaczej. Wszystko spadło na nią. Musiała.. Podjęła bardzo ważne decyzje, które zmieniły jej życie dlatego poniekąd jest teraz taka jaka jest.
- Ale co tak właściwie się stało? - zapytał Wołek.
- Chodźcie, pokażę wam coś.
Chwilę później wyszli i zaczęli iść w kierunku cmentarza.
- Lana i taki chłopak, miał na imię Ithan. - zrobił krótką przerwę a w oczach świeciły mu łzy. - Byli razem, byli jedyną parą. Góra na to pozwoliła. Byli... Byli świetnym zespołem. Mówiło się o nich... - w końcu odwrócił się do nich przodem. - Nie każdy z nas zna swoje prawdziwe imię, wiec dla wygody posługujemy się liczbami jako swoimi ksywkami. Oni.. - znów zwrócił się w kierunku drogi i zaczął iść. - Byli dość specyficzni. Byli w sobie bardzo zakochani co tylko potęgowało ich zdolności. Świetny zespół. Mówili, że każdy z nich nazywa się Zero. Takie mieli ksywki. Gdy chciało się jednego z nich wołało się Zero. Mówili o sobie, że razem tworzą całość a osobno są tylko nic nieznaczącymi połówkami. Dlatego stwierdzili, że będą się nazywać Zero bo połówce bliżej do zera niż do całości.
W moich oczach pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po policzkach. Tak dawno tego nie słyszałam...
- Natomiast gdy chciano ich oboje mówili o nich jako o Jedynce. Ponieważ razem tworzyli całość. Wiem. Troche kiczowate, ale było to na prawdę urocze. I wiecie, tak to się przyjęło. Wołało się Jedynkę i przychodzili. Wołało się Zero i przychodziło jedno z nich.
- Co się z nim stało? Dlaczego idziemy na cmentarz? - zapytał Wołek.
- Cztery lata temu Lana prowadziła dość delikatną i skomplikowaną sprawę. Jeden z senatorów w swojej prywatnej willi gwałcił i zabijał młodych ludzi. Przeważnie kobiety, ale chłopcami też nie gardził. Wysłali tam Lanę jako potencjalną ofiarę. Na chwilę wróciła do bazy, Ithan się jej oświadczył, przyjeła oświadczyny i wróciła do pracy- ich oczy rozszerzyły się. - Spokojnie. Lana jest świetnie wyszkolona. No i była tam. W końcu zwrócił na nią uwagę i zaczął ją nachodzić. Ithanowi ta sprawa się nie podobała, bał się o nią. Wiedział, że jego dziewczyna jest w tym świetna, ale... No miłość po prostu robi ludzi słabszych, bardziej poddatnych na emocje. W pewnym momencie ślad po Lanie zaginął. Nie odbierała. Nie zdawała raportów, nic. Cisza. Wystraszyliśmy się. Wysłali nas po nią. Na początku wysłali do niej Ithana, który aż się rwał. Kilka dni później on również przepadł. Góra się wystraszyła. Wiedziała jak potężny jest ten senator. Wiedziała, że jeśli Jedynka zapadła się pod ziemię to znaczyło to prawie to samo co to, że zmarli. Byłaby to największa strata w historii organizacji. Oni.. Byli najlepszą jednostką jaka w tej organizacji się pojawiła. - zrobił chwile przerwy uśmiechając się. - No więc pojechaliśmy tam. Dziesięcioro z nas, najlepszy zespół. Łącznie u senatora z Laną i Ithanem pojawiła się nas dwunatka. W czasie gdy my tam jechaliśmy Lana dała o sobie znać. Jej GPS włączył się. Wezwali nas spowrotem na bazę. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Chwilę później wyłączył się. Wszyscy zamarli. Nie wiadomo było o co chodzi.
Zatrzymał się na chwilę zwrócił w ich kierunku. Byli na miejscu, stali przy grobach.
- Okazało się... Senator ich złapał. Złapał Lanę jako swoją ofiarę, nie mogła mu uciec. Ona... Nie mogła się narazić. Ithan przyszedł ją ratować. Wpadł w pułapkę.. Chciał zabić Lanę i zostawić sobie Ithana bo stwierdził, że ma większą ochotę na niego. Ale... Jest pewna konwencja. Nauczycie się o niej na historii. Konwencja Genewska. Tak się nazywa. Mówi ona o tym, że nie wolno spowodować uszczerbku na zdrowiu kobiecie ciężarnej. Lana... Lana była wtedy w 4 miesiącu ciąży. - zatrzymał się i zamrugał kilkakrotnie żeby odpędzić łzy. - Nikt, nikt o tym nie wiedział. Nie powiedziała nikomu. Wiedzieli tylko oni. Ona... W organizacji takie coś nie mogło mieć miejsca. Wiedziała, wiedziała, że każą jej usunąć dziecko albo zabiją je po porodzie. Wiedziała o tym i nikomu nie powiedziała. Ujawniła to dopiero gdy chciał jej zrobić krzywdę. Wezwał lekarza, który to udowodnił. Musiał ją wypuścić. Później zapadła się pod ziemię na dwa miesiące. Szukaliśmy jej wszędzie. Senator się wyniósł. Wiedzieliśmy, że zabrał Ithana. Nie byliśmy pewni czy on żyje. - popatrzył się na jego grób. - Po dwóch miesiącach pojawiła się. Była bardzo szczupła i blada, ledwo trzymała się na nogach. Powiedziała nam, że wie gdzie jest senator i wie, że Ithan żyje. Zebraliśmy się i w jedynastu razem z nią pojechaliśmy tam. Nie powiedziała nam dlaczego zniknęła. Później okazało się to oczywiste. Poczekała dwa miesiące i w szóstym miesiącu ciąży wzięła tabletki skurczowe. Urodziła dzieciątko i wróciła do nas ratować swojego narzeczonego. Musiała być kilka godzin po porodzie gdy do nas przyjechała. Nie umiała ustać na nogach. Była w tragicznym stanie. Upierała się żebyśmy wyjechali od razu. Nie mogliśmy wyjechać. Ona była zbyt zmęczona. Pojechaliśmy dwa dni później gdy lekarze postawili ją na nogi. - przeniósł wzrok na mój grób. - Miała racje. Wiedziała gdzie byli. Długo ich obserwowała. Weszliśmy do środka i wpadliśmy w środek ognia. Wszyscy zaczęli strzelać, nie wiem, widocznie musieli nas zauważyć wcześniej. Kilku ludzi zmarło od razu. Rzuciliśmy się w wir walki. Po parunastu minutach pierwsza ekipa szturmowa Senatora leżała martwa na ziemi. Poszliśmy szukać Ithana. Wybijali nas jak kaczki. Gdy go znaleźliśmy była nas już tylko piątka. Był cały poraniony i pobity. Wzięliśmy go. Żył, to było najważniejsze.
- Więc skąd jego grób i ... o boże.. to nie może być jej grób! - przeraził się Daniel.
- Byliśmy na czwartym piętrze gdy oni znów wpadli. Był tam sam Senator. Zadaniem Lany było go zabić jednak ona martwiła się tylko Ithanem. To był jej błąd. Zauważył to i do niego strzelił. Ona.. Osłoniła go. Wzięła kulkę na siebie. Chwilę później dostała kilka kolejnych. Nie wiem jak jej się udało przeżyć to.. Ona.. Nie czuła tego. Możliwe, że to przez to co potrafi ale... Była silna. Bardzo. Mimo ran zabrała go. Wtedy... Wtedy podłożyli ogień. Zdążyliśmy wybiec a ona została razem z nim. Senator uciekł. Dopadłem go na dole i zabiłem jednak to się już nie liczyło. Na czwartym piętrze w jednym z pokoi została dwójka najlepszych ludzi na świecie. Jedna była ranna, druga wykrwawiała się na śmierć a my nie mogliśmy im pomóc. W końcu pojawiła się. Wrzasnęła do nas z okna. Chciała nam go podać. Wyszła na gzyms i wzięła go na ręce. Chwilę później zaczeła spuszczać po linie. Złapaliśmy go. Ale... Dla niej było zbyt późno. Straciła przytomność i spadła. Zmarła na miejscu. On jeszcze żył.