niedziela, 25 października 2015

Rozdział II

Cześć kochani. Część wypowiedzi będzie bohaterów będzie w języku rosyjskim. Napisałam go fonicznie żeby lepiej to wyglądało. Dla tych którzy go nie znają tłumaczenie znajduję się w nawiasach. :)
Miłego czytania. :) :)



W pokoju stał Daniel. Był sam. Mogłabym przysiąc, że wyczułam tu wiele ludzi. Cholera. Pokój był dość dziwny. Był najmniej zniszczony z całego opustoszałego hotelu. Miał zachowane wszystkie drzwi i okna. Podłoga prócz skrzypienia równiez była cała. Martwiła mnie ilość drzwi, było ich chyba z 6 par. Obejrzałam się. Nic. Cisza, pustka.

- Daniel? - zapytałam słodko. - Co się stało? Czemu chciałeś się spotkać?

- Ja... - wyjąkał skruszony. - Przepraszam. Na prawdę nie chciałem.

- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłam brwi.

- Nie miałem wyboru, zmusili mnie do tego. - w tym momencie drzwi ze wszystkich stron się otworzyły i zaczęli wchodzić ludzie. A niech mnie. Wiedziałam, że nie jest tutaj sam. - Obiecali, że nie zrobią Ci krzywdy. Alee... Oni kłamali. Boże, tak mi przykro.

Jego mina wydawała się pełna skruchy. A niech Cię skurczybyku! Serio jest Ci szkoda. Zaśmiałam się w duchu. Biedny chłopak. Nawet nie wie w co się wpakował.

Przeniosłam wzrok na wchodzących ludzi. Było ich łącznie 8. Mój zmysł czasem zawodzi.

Nie pomyliłam się co do jednego. Mój cel tu był. Stał dokładnie przede mną.

- Lazarow. - odparłam śmiejąc się. - Konechno . YA byl uveren, chto eto byl ty .(Oczywiście. Byłam pewna, że to Ty). - oparłam po rosyjku.

Zrobił krok w przód. Machnął palcami a Daniel został poskładany i związany. Był przerażony.

Nie miał pojęcia co się dzieje i zapewne zastanawiał się skąd się znamy.

- Teper' mal'chiki vy prinosite v svoi ryady ? Net, net( Teraz młodych chłopców ściągasz w swoje szeregi? No, no.) - powiedziałam przechadzając się po pokoju po rosyjku. - Ne skazat', chto plokho, no uzhasno predskazuyemym. (Nie powiem, że złych, ale strasznie przewidywalnych.)

- Lano. - odpowiedział w tym samym języku uśmiechając się. - Priyatno vas videt' (Miło Cię widzieć) - zmarszczył brwi. - Dziwne przebranie. Zmieniłaś kolor oczu? W błękicie Ci znacznie lepiej. Podkreśla on Twoją krew. - tym razem zmienił na polski.

- Brązowy jest na czasie. - odpowiedziałam.

Wyczułam wszystko. Pooglądałam ich. Mieli zbyt dużo broni. Mogłabym spróbować dać sobie radę, ale po co ryzykować? Tak. Koniecznie potrzebowałam pomocy. Złapałam za łańcuszek i zaczęłam się nim powoli bawić ciągle rozmawiając. Tak. 4 minuty. Okej. Godzina, która jest godzina? 10:03. Okej jeszcze chwilka.

- Chto ty zdes' delayesh' Lazarow ? Interesy ? Vo vtoroy polovine dnya ? (Co tu robisz Lazarow? Interesy? Na południu?)

- Lubię robić interesy tu i tam. A Ty? Co Ty tu robisz?

- Uganiam się za dość niemiłym staruchem.

- Wypraszam to sobie, jestem bardzo miły.

10:04. Dobrze. Teraz tylko trzy razy przekręcić i wpadną. Zakładam, że przez okno. Podejdę i otworzę je. Ułatwię im sprawę.

Podeszłam do okna. Cały czas na mnie wszyscy patrzyli. Nie bałam się. Nie miałam czego.

- Lano... Myślę, że ten młody człowiek powinien wiedzieć, że...

Nie dokończył bo poczułam jak lecą pociski. Zaniemówił i wyciągnął broń. W ułamku sekundy ja wyciągnęłam swoją i strzeliłam w jego rękę. Broń wypadła. Podeszłam bliżej. Wszyscy jego ludzie leżeli martwi prócz Daniela, Wołka i Teosia z Denisem. Oni leżeli na ziemi oniemiali. Podeszłam do Lazarowa.

- Uwierz mi wujku. Nic nie musi wiedzieć.

Otworzył szeroko oczy i zastygł. Odwróciłam się śmiejąc. Był przerażony, wiedział co go czeka.

Chwilę później już nie żył. Strzeliłam mu między oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz