niedziela, 25 października 2015

Rozdział I


Otworzyłam oczy. Cholera. Za jasno. Przekręciłam się na bok. Budzik zadzwonił ponownie. Dobra, dobra. Wstaję.

Za oknem właśnie wstawało słońce. Popatrzyłam na zegarek 5:13. Czasami tego nienawidzę.

Po dwugodzinnym treningu obejmującym bieg oraz ćwiczenia z walki wręcz postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia.

Jedząc jajecznicę zastanawiałam się co przyniesie dzisiejszy dzień. Wiedziałam, że nie będzie należał do łatwych.

Co prawda nie była to trudna misja. Cztery lata temu musiałam odejść na urlop. Nie dałabym sobie rady bez niego. Musiałam odpocząć. Pozwolili mi. Pół roku siedziałam na Majorce odpoczywając. Wróciłam i dostałam najłatwiejsze zadanie jakie mieli. Bali się dać mi coś większego. Martwili się o mój stan psychiczny i fizyczny.

Wrzuciłam talerz do umywalki i szybko zmyłam po sobie.

Wczoraj napisał do mnie Daniel. Prosił o spotkanie. Mówił, że to ważne. Wyznaczył miejsce i czas. To do niego niepodobne. Wiedziałam czym to śmierdzi. Było mi go szkoda.

Był jedynym facetem, którego dopuściłam do siebie po Ithanie. No, może nie do końca dopuściłam. Pozwoliłam mu na odrobinę swobody i na mówienie, że mu zależy.

Wiedziałam, że źle robię. Wiedziałam, że nie powinnam. On był częściowo podmiotem moich obserwacji. Dzięki niemu miałam namierzyć Lazarowa. On był moją nieświadomą wtyką.

Nie moja wina, że coś mi zadzwoniło w mózgu i pozwoliłam sobie na odrobinę ciepła. Tak dawno nie czułam niczyjej troski, że Daniel wydał mi się fajnym facetem.

W rzeczywistości był jak każdy inny. No, może wyróżniała go niesamowita inteligencja i zdolność do wpakowywania się w kłopoty. Miał ich mnóstwo. Połowy był nieświadomy. Dużo robiłam żeby ich uniknął. W końcu nie mogłam stracić wtyki.

Po samym przyjeździe do tej mieściny dostałam cynk, że Daniel, który mieszka w wiosce obok ma kontakty z Lazarowem. Myślałam, że to Wołek. Myliłam się. Wołek okazał się głupim dzieciakiem. Później poznałam jego przyjaciela. Wtedy przyjechałam tu z dowodem wystawionym na niejaką Gosię Fray. Brunetkę o brązowych oczach. Osobiście bardziej podobały mi się moje niebieskie no, ale nic na to nie mogłam poradzić. Jemu się spodobałam. Zwłaszcza moje oczy. Dupek. Moje prawdziwe zwaliłyby go z nóg. Wtedy zrozumiałam, że to on. O tym chłopaku mówili Rodzice. To on był tą wtyką. Było mi przykro gdy już go poznałam. Całkiem fajny, trochę zagubiony chłopak na koniec sprawy dostanie kulkę w głowę. No cóż. Mówi się trudno.

Postanowiłam dać znać Rodzicom, że o 10 w hotelu Dumphont odbywa się spotkanie. Wiedziałam, że to ściema. Czuć było to na kilometr. Wiedziałam, że jeśli tam przyjadę w zaledwie minutę wyczuję ile ich jest. Moja moc nie będzie do tego potrzebna. Nie są tak dobrzy jak my. Nie potrafią się kryć.

Postanowiłam ubrać czarne, miękkie i elastyczne, wysokie buty. Czarne spodnie, błękitną koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Mój ulubiony strój. Włożyłam także kilka noży i pistolet. Nie lubiłam obsługiwać się bronią palną, jednak moja moc pozbawiała mnie zahamowań co do tego. Broń palna była szybka i dokładna, nigdy nie chybiła.

Dokładnie za pięć dziesiąta podjechałam samochodem pod Dumphont. Zanim wyłączyłam silnik wyczułam jednego na dworze. Chwilę później wiedziałam wszystko. Jeden na dworze, nikogo na parterze. Na pierwszym piętrze prawdopodobnie czterech do sześciu w tym Daniel. Świetnie. Przekazałam wiadomość Cztery i postanowiłam zacząć działać. Gdy wychodziłam dostałam wiadomość od nieznanego numeru. W środku znajdowała się tylko jedna liczba - "4". Wiedziałam co to znaczy. Cztery minuty. Tyle czasu musiałabym zdobyć na rozmowie z Lazarowem zanim oni się zjawią i ich zabiją. Doskonale. Wiedziałam, że dam sobie radę bez nich, jednak wiadomość, że są i czekają w razie czego zawsze pomagała. Wystarczyło trzykrotnie obrócić pokrętełko w wisiorku a oni odbierali alarm i wchodzili. Na prawdę nic trudnego.

Człowiek ten stał niedaleko wejścia. Udałam, że go nie widzę. Przecież teoretycznie nie miałam prawa go widzieć. No właśnie, teoretycznie. W praktyce byłam mutantem o wielu różnych zdolnościach, no, ale jakie to ma znaczenie?

Przeszłam przez parter i skierowałam się na schody. Chwilę później byłam na pierwszym piętrze. Wiedziałam co robić. Miałam grać wystraszoną i zdziwioną faktem, że Daniel ma coś wspólnego z Lazarowem. Miałam uważać by się nie zdemaskować. Tak. Zdemaskowanie było nie do przyjęcia w moim fachu.

Weszłam do środka i zaniemówiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz